Test ze znajomości lektury

 

Stefan Żeromski „Syzyfowe prace”  - szczegółowe streszczenie.

 

                                             

EPOKA

Modernizm

 

BIOGRAFIA AUTORA

Stefan Żeromski żył w latach 1864-1925. Tworzył w dwóch epokach, Młodej Polsce i międzywojniu. Debiutował w „Głosie” w latach 1891-94 nowelami i opowiadaniami, korespondencjami z Nałęczowa. W 1895 roku ukazały się jego „Opowiadania” z „Siłaczką” i „Doktorem Piotrem”. W 1899 wydał „Ludzi bezdomnych”, „Popioły” w 1904 roku i „Dzieje grzechu” w 1908. Wiele podróżował, mieszkał w Szwajcarii i Francji. Po odzyskaniu niepodległości osiadł w Warszawie i w 1925 roku napisał „Przedwiośnie”. Był nominowany do literackiej Nagrody Nobla.

 

GENEZA DZIEŁA

Powieść została opublikowana w 1897 roku w czasopiśmie “Nowa reforma”. Żeromski użył wówczas pseudonimu Maurycy Zych.

 

BUDOWA UTWORU

Powieść składa się z XVIII rozdziałów o numeracji rzymskiej.

 

CZAS I MIEJSCE AKCJI

Czas akcji to lata 60 i 70-te XIX wieku. Rozpoczyna się dokładnie 04.01.1864 roku, gdy główny bohater ma 8 lat, a kończy dziesięć lat później po egzaminie maturalnym, gdy Marcin w wieku 19 lat ma rozpocząć studia na uniwersytecie w Warszawie. Miejsce akcji to kilka wiosek i miasteczek w zaborze rosyjskim: Gawronki (rodzinna wioska Marcina), Owczary (Szkoła Początkowa, Kleryków (gimnazjum).

 

BOHATEROWIE

Główny bohater: Marcin Borowicz oraz jego rodzice, matka Helena i ojciec, a także małżeństwo Wiechowskich (Ferdynand i Marcjanna) – pierwsi nauczyciele Marcina.

Bohaterowie drugoplanowi, czyli koledzy z gimnazjum i stancji w Klerykowie oraz kółka literackiego: bracia Daleszowscy, Szwarc, Soraczek, Wiktor Alfons Pigwański, Romcio Gumowicz, „Wilczek”, Tynkiewicz, Andrzej Radek, Tomasz Walecki, Bernard Sieger (Zygier), Marian Gontala, Anna Stogowska („Biruta”) – pierwsza miłość Marcina.

Nauczyciele i dyrekcja gimnazjum w Klerykowie: Kriestiobriodnikow, Zabielskij, Majewski, Sieldew, Wargulski, Rudolf Leim, Iłarion Stiepanycz Ozierskij, Sztetter, Nogacki, Pietroń, Mieszoczkin, Kostriulew.

Pozostałe postacie: Szymon Noga, Scubioła, Lejba Koniecpolski, Józia, Małgośka, Michałek, Piotr Michcik, Wicek Piątek, Pałyszewski, Piotr Nikołajewicz Iaczmieniew, Izrael, Samonowicz, Grzebicki, Pani Przepiórowska, Antoni Paluszkiewicz, Płoniewicz, Władzio Płoniewicz, Pani Stogowska, Pan Stogowski.

 

Rozdział I

Akcja powieści rozgrywa się w zaborze rosyjskim po 1864 roku, a rozpoczyna się 4 stycznia o godzinie 13.00. Ośmioletni Marcin Borowiczwraz z rodzicami Heleną i Walentym przybył do Owczar. Była to wioska oddalona od dworu Borowiczów w Gawronkach o jakieś 15 minut jazdy. Znajdowała się tam Szkoła Początkowa zwana w języku rosyjskim: „Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze”. Prowadzili ją państwoWiechowscy, którzy wyszli na powitanie Borowiczów. Oprowadzili gości po szkole, a służąca Małgośka zaparzyła herbatę. Następnie Borowicze podpisali kontrakt z nauczycielami w sprawie nauki Marcina. Mieli go przygotować do egzaminów.

Pani Helena poukładała przywiezioną bieliznę synka i dała dwa złote Małgośce, aby dbała po chłopca. Pożegnała się z chłopcem i obiecała, że zobaczą się w Wielkanoc. Wiechowska trzymała go mocna za rękę, gdy wyrywał się, aby biec za rodzicami. Po rozstaniu chłopczyk położył się spać, był zmęczony, tęsknił, czuł się samotny i bardzo płakał.
Kolejnego dnia zaczęła się nauka. Marcin siedział w ławce ze starszym od siebie Michałem o jasnych włosach. Uczyli się czytać według podręcznikaPaulsona. W zbiorze czytanej znajdowały się fragmenty dzieł wybitnych pisarzy rosyjskich. Nauczyciel także rozpoczął lekcję w języku rosyjskim, w dodatku była to modlitwa. Marcin nie rozumiał rosyjskiego. O jedenastej Wiechowski zaczął śpiewać pieśń kościoła prawosławnego.

 

Rozdział II

Kolejne miesiące były dla Marcina bardzo pracowite. Musiał dużo się uczyć. Ciężko pracował nad gramatyką języka rosyjskiego i matematyką. Bardzo podobał mu się katechizm napisany przez księdza Antoniego Putiatyckiego dla dzieci wyznania rzymsko-katolickiego. Nie miał też czasu na zabawy z dziećmi, ponieważ Wiechowscy kazali mu uczyć się pisania liter alfabetu rosyjskiego. Pewnego dnia był na spacerze i z oddali widział swoje rodzinne Gawronki. Bardzo tęsknił za rodzicami.
W tym okresie też do Wiechowskich dotarła informacja, iż będą mieli wizytację naczelnika oświaty. Byli bardzo przejęci, podobnie jak ludzie w miasteczku. Zaowocowało to porządkami w miasteczku, w szkole i na stancji. W końcu przybył na saniach „kierownik dyrekcji naukowej” – tak brzmiał oficjalny tytuł urzędnika, reprezentanta zarządzającego oświatą w zaborze rosyjskim kuratorium w Warszawie. Marcin i Józia musieli zniknąć w tym czasie z pola widzenia wizytatora. Kierownik nazywał się Piotr Nikołajewicz Iaczmieniew i rozpoczął wizytację od obserwacji lekcji, a raczej przedstawienia. Wiechowski wywołał do odpowiedzi najlepszych uczniów Michcika, który najlepiej znał język rosyjski w mowie i piśmie, a także Wicka Piątka o takich samych choć słabszych zdolnościach.

Oczywiście dyrektor nie dał się zwieść i sam zaczął przepytywać dzieci, ale większość sylabizowała po rosyjsku. Zdenerwował się najbardziej, gdy dowiedział się od dzieci, że potrafią one czytać po polsku. Nie szczędził wówczas słów krytyki Wiechowskiemu, a w dodatku zarzucił mu kłamstwo, ponieważ nauczyciel napisał w raporcie, że wiele dzieci potrafi czytać, a była to nieprawda. Nawet nie chciał zostać na poczęstunku. Gdy załamany Wiechowski płakał z rozpaczy, stał się rzecz bardzo dziwna, bo oto dyrektor Iaczmieniew wrócił i odwołał wszystkie słowa krytyki, a nawet zaproponował mu podwyżkę. Stało się tak po rozmowie urzędnika z kobietami czekającymi na niego za progiem.

Otóż złożyły na Wiechowskiego skargę za to, że nie uczy dzieci języka polskiego, a skupia się wyłącznie na rosyjskim.

Były tym oburzone, chciały zmienić nauczyciela i nawet nie wiedziały, jak pomogły tą postawą Wiechowskiemu.
Rozdział kończy się refleksjami naczelnika. W drodze do następnych placówek wspominał studia i sekrety ideologii dotyczące postępowania z ludźmi pod zaborami, szczególnie zaś z chłopami. Należało ich zrusyfikować tak dokładnie, aby pokochali język i wiarę rosyjską, aby przyjęli ją za własną. Pierwszym krokiem było odcięcie ich od starej kultury i mowy.

 

Rozdział III

Akcja powieści przenosi się do Klerykowa miejscowości gubernianej oddalonej o około 5 kilometrów od Gawronek. Znajdowało się tam gimnazjum, do którego egzamin zdawał Marcin Borowicz, do klasy wstępnej. Mama zapisała go, składając podanie i odpowiednie dokumenty, a w tym określające stan majątkowy. Data egzaminu nie była znana. Wraz z kilkoma rodzicami pani Helena ustaliła, iż być może egzamin odbędzie się w bieżącym tygodniu, dlatego postanowiła pozostać w Klerykowie w hotelu i codziennie odwiedzać gimnazjum.

Od pewnego znajomego Żyda Izraela pani Helena dowiedziała się o możliwości wykupienia korepetycji u profesora Majewskiego. Ten sam miał egzaminować Marcina. Kwota 3 ruble za godzinę przekraczała jej możliwości, dlatego wysłała woźnicę do Gawronek do męża. Za wszelką cenę jej Marcin musiał dostać się do gimnazjum.
Profesor przyjął ich w saloniku. Pani Helena chciała z nim porozmawiać po rosyjsku, lecz nie znała dobrze tego języka. Zdecydowała się więc mówić po francusku. Ku jej zaskoczeniu Majewski zaczął mówić po polsku z akcentem rosyjskim. Okazało się, iż jest Polakiem, a dopiero od dwóch lat Rosjaninem. Nigdy nie był w Rosji. Umówili się na korepetycje Marcina w ilości ośmiu godzin, codziennie o siedemnastej. Pani Helena zapłaciła za nie 24 ruble.

 

Rozdział IV

Egzamin do gimnazjum nie należał do łatwych. Komisja składała się z trzech nauczycieli, wśród których znalazł się inspektor Sieldew i profesor Majewski. Zadawał on pytania z gramatyki i recytacji wierszy. Zdążył odbyć z Marcinem tylko trzy godziny korepetycji, bowiem na czwarty dzień po przyjeździe Marcin zdawał egzamin z języka rosyjskiego. Zdał poprawnie i nie musiał się już o nic martwić, ponieważ została mu do zdania jeszcze religia i matematyka. Było jednak wielu uczniów, którzy nie zdali języka rosyjskiego. Na pytania rodziców, dlaczego tak się stało, inspektor odpowiedział, że dzieci nie znają rosyjskiego i należy z nimi mówić w tym języku w domu.

Kolejnego dnia odbył się egzamin z matematyki i Sieldew odczytał listę przyjętych do gimnazjum. Był wśród nich Marcin i pani Helena bardzo się ucieszyła. Następnym jej krokiem po południu było poszukanie chłopcu stancji. Udała się w tej sprawie do swojej znajomej Przepiórowskiej na przedmieście Wygwizdów. Kiedyś znajoma ta mieszkała niedaleko Gawronek. Była to kobieta bardzo pracowita. Pomimo śmierci męża potrafiła wychować i wykształcić synów, a miała pięcioro dzieci. Gdy pani Helena dotarła do jej mieszkania, przywitano ją bardzo miło. Umówili się, iż Borowicze będą płacić Przepiórowskiej 150 rubli, ale to nie wszystko, bo dodadzą do tego jeszcze wóz drewna raz w miesiącu, kilka skrzyń ziemniaków i mąki. Gdy pokazała pokój Marcina, pani Helena zdecydowała o zakupie łóżka i siennika, aby chłopak miał na czym wygodnie spać.

 

Rozdział V

Rozdział rozpoczyna się opisem otoczenia domu „starej Przepiórzycy” – tak nazwali ją chłopcy. Marcin często uczył się na podwórku, lubił zajmować się nauką na powietrzu. Oprócz niego na stancji mieszkało jeszcze sześciu chłopców, których przedstawia narrator. Daleszowscy to byli trzej bracia, których najstarszy chodził do czwartej klasy i miał srebrny zegarek. Z kolei młodsi byli uczniami klasy drugiej. Ich rodzina pochodziła spod Grzymałowa. Szwarc to był uczeń pierwszej klasy ale drugoroczny. Czasem zaczepiał Marcina. Jego ojciec był sztygarem. Byli tam także Soraczek i Pigwański, który chodził do 7 klasy i udzielał korepetycji. Był uczniem zdolnym o duszy poetyckiej. Pisał także wiersze o swojej śmierci.

Marcin bardzo dobrze radził sobie w szkole. Pomagał mu Pigwański, a Przepiórowska dbała o niego. Czasami odwiedzał ich profesor Majewski i lubił rozmawiać z Marcinem. Chłopiec tęsknił za rodziną, ale oswoił się ze szkolnymi murami. Zajmował w gabinecie lekcyjnym miejsce w czwartej ławce pod oknem wraz z Romciem Gumowiczem. Jego matka przychodziła do szkoły z pytaniem o postępy syna. Nie wiedziała, iż nauczyciele i uczniowie naśmiewali się z niego. Marcin także się śmiał do momentu, gdy nie zobaczył łez kolegi.

 

Rozdział VI

Zbliżały się Zielone Świątki i pani Helenie udało się załatwić synowi dwa dni wolnego. Jechali więc razem do Gawronek i furman Jędrek opowiadał na prośbę pani Heleny o kradzieży ich gniadej klaczy. Po jakimś czasie jednak ona samodzielnie wróciła do domu i tego dnia była w zaprzęgu z innym koniem. Jędrek wychwalał ją, pracowitość i to, że nie pozwalała ludziom na poufałość ze sobą. Została ukradziona, mimo że on i Wincenty spali na progu stajni. Po miesiącu sama wróciła.
Marcinek bardzo się cieszył, że wraca z mamą do domu. Mama także była zachwycona. W pewnym momencie chłopiec zeskoczył z bryczki, nazbierał kwiatów i przyniósł matce, co bardzo ją rozczuliło.

 

Rozdział VII

Pani Helena chorowała na płuca i któregoś dnia zmarła. Marcin bardzo to przeżywał. Był w pierwszej klasie i jakoś nie potrafił skupić się na nauce, stąd miał zaległości. Dodatkowo demoralizujący wpływ na niego miał nowy kolega Wilczkowicki nazywany „Wilczkiem”. Powtarzał on klasę i nie interesował się nauką, a Marcin brał z niego negatywny wzór z chodzeniem na wagary włącznie. Któregoś dnia byli właśnie na wagarach, gdy Marcin przemarzł.

Poszedł więc do kościoła. Znał tam wszystkie zakamarki, gdyż śpiewał w chórze, zawsze po mszy hymn państwowy. Akurat trafił na księdza Wargulskiego i chór śpiewający polski hymn. Marcin schował się, aby nikt go nie widział i wówczas do kościoła wpadł inspektor Sieldew. Zrobił księdzu awanturę z powodu polskiego hymnu. Wargulski jednak nie ustąpił, wziął za kołnierz Siedlewa i zniósł na dół, a potem wyrzucił za drzwi. W kościele tym, twierdził ksiądz, to on decyduje co i jak się śpiewa. Gdy wracał na górę, napotkał Marcina, który zapytany, czy widział zajście z inspektorem, przytaknął i obiecał, iż nikomu nie zdradzi tej tajemnicy.

 

Rozdział VIII

Narrator przedstawia postać Rudolfa Leima, nauczyciela i wychowawcę klasy 1A, starszego pana. Uczył łaciny w młodszych klasach. Pochodził z niemieckiej rodziny i studiował w Lipsku. Był bardzo wymagający i wzbudzał w uczniach respekt. Pilnował, aby uczniowie nie rozmawiali między sobą po polsku. Raz za to Marcin musiał odsiedzieć w tzw. Kozie dwie godziny. Leim ożenił się z Polką i miał z nią córki. Organizowały one prelekcje, podczas których czytały zakazane dzieła polskich autorów.

Przeciwieństwem dyscypliny i porządku lekcyjnego, jaki dominował na lekcjach pana Rudolfa były zajęcia z języka rosyjskiego prowadzone przez Ozierskiego. Był mężczyzną zaniedbanym, nie wzbudzał też poważania wśród uczniów i dyscypliny, dlatego lekcje z nim przypominały targowisko. Z kolei profesor Szretter wykładaj język polski, który był przedmiotem nieobowiązkowym. Nauka polegała na czytaniu fragmentu utworu w języku polskim, a następnie tłumaczeniu na rosyjski, aby potem dokonywać analizy składniowej po rosyjsku. W ogóle nie rozmawiano po polsku. Szretter miał liczną rodzinę na utrzymaniu i wolał się nie narażać, nie zwracać na siebie uwagi. Dlatego nie angażował się w zajęcia i nie zwracał uwagi na liczne wagary uczniów z tych zajęć. Ponoć dawniej był zupełnie inny. Matematykę prowadził profesor Nogacki o usposobieniu podobnym do Leima. Zajęcia prowadził w sposób konkretny i surowy. Potrafił przekazać wiadomości i sprawiedliwie oceniać.

 

Rozdział IX

Akcja przenosi się w czasie, gdy Marcin był uczniem klasy trzeciej. W drugiej połowie roku szkolnego jego kolega Szwarc przywiózł na stancję zabytkowy pistolet. Bracia Daleszowscy zakupili proch i razem wspólnie kapiszony. Strzelali wszyscy w parku i nikt nie mógł tego słyszeć, ponieważ były to głuche strzały. Którejś niedzieli jednak po nabożeństwie policjant przyłapał Marcina i Szwarca, a Daleszowskim udało się uciec.

Za karę całą noc przesiedzieli w szkole, a kolejnego dnia zebrała się rada pedagogiczna, aby ich przesłuchać. Szwarc nie przyznał się do strzelania, a Marcin powiedział całą prawdę, że strzelał, ale bez prochu. Wywołało to burzę śmiechu. Profesor Majewski zagroził wyrzuceniem chłopców z gimnazjum. Później jednak zmienił zdanie i ukarał ich długim pobytem w kozie o wodzie i suchym chlebie. Ta przygoda spowodowała, że Marcin bardzo się zmienił. Po odsiedzeniu kary poszedł do kościoła. Wierzył w opiekę nad nim ducha matki będącej w niebie. Długo się modlił i od tej chwili często przed lekcjami przychodził do kościoła. Poprawie uległ jego stosunek do nauki i pojawiły się tego dobre efekty.

 

Rozdział X

Widzimy Marcina już nominalnie jako ucznia klasy piątej, ponieważ otrzymał promocję do tej klasy. Teraz jednak wrócił do domu w Gawronkach na wakacje. Niestety, obraz, jaki widzimy nie jest optymistyczny, bowiem pan Borowicz postarzał się, a dworek podupadł. Nawet kucharka Małgorzata, która kiedyś była jego nianią i bardzo o niego dbała, teraz robiła wszystko byle jak. Wszędzie był bałagan i nieporządek, nawet klomby pani Heleny były szare. Gdyby ona żyła, wszystko wyglądałoby inaczej.

Pod koniec czerwca Marcin otrzymał od ojca prezent. Była to strzelba dubeltowa, a dodatkowo torba myśliwska ze śrutem, prochem i kapiszonami. Szczęśliwy udał się na pierwsze swoje polowanie na kaczki nad staw. Zwierzęta jednak nie czekały na oddanie przez niego strzału i odleciały. Niezadowolony Marcin poszedł w inne miejsce obrośnięte olchami nad rzekę, ale i tutaj nie miał szczęścia. Zapominając o świecie, plątał się po lesie bez celu i tak mu się to spodobało, iż zaczął to robić codziennie. Całymi dniami chodził za ptakami i bardzo polubił te wędrówki, dalekie i bardzo dla niego odkrywcze. Zwiedzał także sąsiednie wioski: Bukowce, Porębę i Leszczynową Górę.
Najbiedniejszą wioską z osiemnastoma domami były Gawronki. Większość gospodarzy miała po trzy morgi ziemi pod górą i nikt nie miał konia, zboże też nie najlepiej się tam hodowało. Dlatego też byli zależni od gospodarza Scubioły z pobliskich Bukowców. Był najbogatszym chłopek w okolicy, pożyczał pieniądze i różnego rodzaju inne dobra, aby potem odbierać w naturze lub robociźnie. Sam chodził w brudnej koszuli i niczym się nie wyróżniał spośród tłumu chłopów. Tylko Lejba Koniecpolski był niezależny od Scubioły, ale dlatego, że sam siebie zaprzęgał lub żonę do brony. Miał wiele potomstwa i dorabiał jako szewc, robiąc chłopom trepy z kradzionego drewna. Gdy nie mógł pracować, iść w czerwcu jak inni chłopi na zarobek w innych wsiach, wtedy jego rodzina przymierała głodem.

Marcin poznał Szymona Nogę, najlepszego w Gawronkach strzelca. Towarzyszył mu w wyprawach po lesie i wsłuchiwał się w opowieści mężczyzny. Szymon miał żonę i córkę, które wysyłał do pracy, sam był postrzelony w rękę i nie mógł ciężko pracować. Znany był jednak z dawnych czasów, gdy jako wytrawny myśliwy tropił różne zwierzęta w lasach, a potem sprzedawał je szlachcie.
Któregoś dnia opowiedział Marcinowi historię z powstania styczniowego. Dwaj Moskale prowadzili i znęcali się nad powstańcem. Wtedy to Kostur, chłop dobrze posługujący sie strzelbą, zastrzelił jednego z Moskali, a drugi uciekł. Powstańca nie udało się uratować, bo moskale go zabili. Kostur pochował go pod jednym z drzew, a na drzewie powiesił czarny krzyż. Noga pokazał kazał używać wabika, a sam zniknął. Wracając wieczorem do domu, Marcin natknął się na śpiącego Nogę. Potem dowiedział się, iż głuszców nie było w okolicy od lat.

 

Rozdział XI

Nowy rok szkolny Marcin przywitał w szkole wraz z nowym dyrektorem Kriestiobriodnikowem. Nowy inspektor nazywał się Zabielskij. Ponadto łaciny uczył Pietrow a historii Kostriul go Marcinowi.
Przyjaźń z Szymonem zakończyła się samoistnie pewnego dnia, gdy Noga namówił go na polowanie na głuszce. Kazał Marcinowi przynieść alkohol, ponieważ mieli się nim natrzeć, aby zwabić głuszce. Okazało się później, iż Noga napił się i zjadł to, co przyniósł Marcin, chłopakowiew, ale nie tylko nauczyciele się zmienili. Nauczyciele wszędzie szpiegowali uczniów, nawet na stancjach wizytowali ich częściej.

Wprowadzono książkę i funkcję jakby przewodniczącego stancji. Miał on za zadanie zapisywania wszystkich wyjść i ruchów uczniów poza obręb stancji. Życie uczniów generalnie zaczęło przypominać życie więźniów z przewagą nakazów i zakazów, z naciskiem na rusyfikację i kontrolę, „odpolszczanie” uczniów. Nakazywano im branie udziału w przedstawieniach teatralnych rosyjskich sztuk a odradzano polskie. Poza szkołą w Klerykowie widoczne były zmiany nazw ulic na rosyjskie i likwidacja polskich urzędów.
Jednego razu Marcin z kolegami byli na rosyjskiej sztuce w teatrze i do swojej loży zaprosił ich Majewski oraz gubernator. Dostali potem paczkę cukierków od profesora. Innego dnia inspektor Zabielskij poprosił Marcina o zaniesienie do domu zeszytów klasowych. Przyjął go u siebie bardzo uprzejmie i od tej pory Marcin odwiedzał go bardzo często, traktując jak mistrza.

 

Rozdział XII

Poznajemy nowego bohatera. Jest nim Andrzej Radek. Przybywa do Klerykowa i staje się kolegą Marcina. Pochodził z biednej rodziny i do miasteczka przyszedł pieszo. Pochodził z ze wsi Pajęczyn Dolny i w dzieciństwie wypasał gęsi i świnie. Jego ojciec był fornalem w majątku. Któregoś dnia poznał wiejskiego nauczyciela Antoniego Paluszkiewicza, nauczyciela dwóch paniczów. Radek jak inne dzieci naśmiewał się z niego, przezywał go „Kawką” i dał się złapać. Pan Antoni przyprowadził go do siebie i pokazał kilka książek. Od tego momentu zaczęła się ich przyjaźń, a także wspólna nauka. Nauczył Andrzeja czytać i pisać, a potem za zarobione pieniądze opłacił mu progimnazjum. Gdy zmarł, chłopiec był w drugiej klasie, a opiekująca się nim gospodyni okradła go. Dlatego Andrzej musiał od najmłodszych lat ciężko pracować jako korepetytor. Gdy wrócił do domu, rodzice nie mogli mu pomóc. Odprowadzili go tylko na drogę i wskazali kierunek, w jakim miał iść do Klerykowa. Na drodze zatrzymał go młody szlachcic i podwiózł do miasta. Nie miał pieniędzy na utrzymanie się, ale miał szczęście. Szlachcic podwiózł go nie tylko do miasta, ale do swego kuzyna, który zatrudnił chłopca jako korepetytora dla swojego syna Władzia Płoniewicza. W ten sposób Andrzej miał dach nad głową, ale też nowe obowiązki.

Władzio nie chciał się uczyć, ojciec załatwiał mu wszystko za łapówki. Teraz jednak postanowił zatrudnić korepetytora i Andrzej całymi dniami, przed i po szkole poświęcał swój czas Władziowi. Nie miał czasu nawet na własne zajęcia.
W szkole Andrzejowi szło dość dobrze, miał tylko jednego wroga. Był nim inny uczeń Tynkiewicz, który bardzo dokuczał Radkowi. Pewnego razu jednak już nie wytrzymał i pobił swego prześladowcę. Gdy o tym wypadku dowiedział się dyrektor gimnazjum, nakazał wydalenie Radka ze szkoły i skreślenie z listy uczniów. Andrzej bardzo rozpaczał z tego powodu. Znowu jednak uśmiechnęło się do niego szczęście. Świadkiem całego zdarzenie był Marcin i o wszystkim opowiedział inspektorowi Zabielskiemu. Z tego powodu nauczyciele i dyrektor postanowili zawiesić karę i Radek wrócił do szkoły.

 

Rozdział XIII

W klasie szóstej do klasy Marcina przyszli nowi uczniowie. W większości byli to Polacy, ale też trzech Żydów i dwóch Rosjan. Pod wpływem Zabielskiego Marcin wcześniej, w poprzednim roku założył stronnictwo literatów. Członkowie zbierali się po niedzielnym nabożeństwie u inspektora lub na stancji. Dołączyli do nich koledzy ze starszych klas. Zadaniem Zabielskiego było zniechęcanie do polskości i ten cel udawało mu się osiągnąć. Chłopcy przygotowywali referaty o Polsce i krzywdach, jakie wyrządzała chłopom polska szlachta. Ponadto pisali hymny i odezwy przeciwko szlachcie polskiej a wychwalające Rosję.

Pozostała część uczniów należała do partii wolnych próżniaków. Należeli do nich leniwi uczniowie, którym nie chciało się uczyć i zwykle oszukiwali nauczycieli. Dużo się bawili z trupą aktorów, wypożyczanymi końmi, nie cierpieli nauki i literatury. Potrafili kłamać i zmyślać usprawiedliwienia na poczekaniu, ale podczas kontroli nigdy nikogo nie zdradzili. Podobnie rusyfikacja trwała na całego w bibliotece. Profesorowie pilnowali, aby uczniowie wypożyczali tylko rosyjskie książki.
Pewnego razu jeden z uczniów rosyjski przekład „Historii cywilizacji Anglii” i ta książka robiła wśród wszystkich furorę. Marcin przeniósł się na inną stancję do „czarnej pani” i zamieszkał z bogatszymi kolegami ze starszych klas. Dawał korepetycje i dużo rozmyślał na temat religii. Stał się niewierzącym.

 

Rozdział XIV

W siódmej klasie chłopcy mieli już po 17 lat. Doszło wtedy do kilku incydentów. Jednym z nich było zachowanie się Tomasza Waleckiegonazywanego „Figą”. Powtarzał klasę z powodu zachowania, mimo że był jednym z najlepszych uczniów. Na jednej z lekcji historii prowadzonej przez Kostriulewa „Figa” odważył się zaprotestować przeciwko oszczerstwom, jakie czytał nauczyciel. Często to robił, aby zabijać w Polakach patriotyzm. Tym razem jednak przesadził. Przeczytał książkę, w której mowa była o konfiskacie wielkiego klasztoru na Litwie, nieopodal Wilna. Chodziło o to, iż po opuszczeniu domu przez siostry w podziemiach znaleziona trumny z noworodkami. Zatem rzecz dotyczyła moralności zakonnic katolickich i generalnie hipokryzji katolickiej. Wtedy to właśnie w obronie prawdy stanął Walicki w imieniu wszystkich obecnych.

Kostriulew wyszedł z klasy po tym incydencie, ale wrócił po chwili z całą niemal kadrą. Zadano pytanie Marcinowi, czy rzeczywiście Walicki wypowiadał się w imieniu klasy? Borowicz zaprzeczył. Wezwano matkę Tomka i wymierzono mu karę rózg. Chłopaka chciano wyrzucić ze szkoły z tak zwanym wilczym biletem, co uniemożliwiałoby naukę we wszystkich szkołach, ale zlitowano się nad nim. Razem z „Figą” został ukarany Rutecki, ale ten dostał tylko kozę. Gdy z „rózgami na plecach” powrócił do klasy Walicki, jego i Marcina wzrok spotkały się razem.

 

Rozdział XV

W tym rozdziale czytamy o nowym uczniu, który pojawił się w klasie po Bożym Narodzeniu. Nazywał się Bernard Zygier, miał 18 lat i został wydalony z gimnazjum w Warszawie. Chłopcy nie wiedzieli, jakie były tego powody i snuli różne przypuszczenia. Po kilku dniach nauki i ćwiczeń mogli być pewni, iż nie został wydalony ze szkoły z powodów nauki, ponieważ uczył się dobrze. Pilnowano go dobrze i dopiero po miesiącu otrzymał pozwolenie na uczestnictwo w lekcjach języka polskiego.

Na jednej z nich otrzymał polecenia, aby przeczytać fragment z podręcznika w języku polskim. Zrobił to bardzo dobrze i nawet ku zdziwieniu Szrettera dokonał analizy składniowej bez błędów. Następnie opowiedział wszystkim o twórczości Adama Mickiewicza i po polsku zaczął recytować „Redutę Ordona”, co wywierało na słuchaczach z każdą chwilą niebywałe wrażenie. W przeciwieństwie do poprzednich lekcji, na których większość jeszcze drzemała lub zanudzała się, ta lekcja musiała zapaść im w pamięci. Nawet profesorowi z oczu spływały łzy i bał się, aby ktoś z korytarza nie podsłuchiwał. Marcin też słuchał z zainteresowaniem, a w pamięci stanął mu obraz powstańca, o którym opowiadał mu kiedyś Noga.

 

Rozdział XVI

Marcin chodził już do ósmej klasy i miał 18 lat. Wraz z niektórymi kolegami spotykał się u Marcina Gontala na tajnych spotkaniach związanych z literaturą i historią Polski. Wszyscy wymykali się ze swoich stancji, aby tak zwana „dziurą Efialtesa” dostać się do starego budynku, gdzie w oficynie mieszkał Gontala, zwany „Mańkiem”. Przychodzili do niego Zygier, Walecki i Radek bardzo zaprzyjaźniony z Zygierem, a także Marcin. Działali wbrew prawu, które zakazywało spotkań. Na spotkaniach wymyślonych przez Bernarda czytali literaturę polską, również zakazaną, analizowali utwory Słowackiego i Mickiewicza, różnego rodzaju historie dotyczące powstania styczniowego, a także broszury polityczne i literaturę obcą. Ogromne wrażenie na Marcinie wywarła lektura „Dziadów” Mickiewicza. Dosłownie nie mógł z nikim rozmawiać, przez kilka godzin błąkając się po lesie. Spotykali się także w niedziele. Przygotowywali rozprawki i recenzje przeczytanych książek polskich, aby je później wspólnie analizować.
Któregoś dnia w kwietni  Marcin szedł na spotkanie z chłopakami. Dostrzegł skradającego się Majewskiego, który wyraźnie szpiegował kolegów Borowicza. Postanowił zrobić wszystko, aby uniemożliwić profesorowi skuteczne podchody. Gdy zatem Majewski zbliżył się do kładki, Marcin wziął z niej deskę, aby nie nauczyciel nie przeszedł. Nie rozpoznał go i nie wiedział, kim jest intruz, ale prosił o ewentualne odsprzedanie kładki za 10 rubli. Marcin nie zgodził się i uciekła, a Majewski musiał chcąc nie chcąc wejść do wody i zamoczyć się. Marcin wrócił, przełożył z powrotem kładkę i pobiegła zaalarmować kolegów. Szybko rozbiegli się do stancji, spodziewając się rewizji.

 

Rozdział XVII

Kolejne wydarzenia mają miejsce tuż po Wielkanocy, gdy Marcin przygotowywał się do matury.
W tym czasie był nadal bardzo zaprzyjaźniony z Zygierem, ale poznał Annę Stogowską, jedną z najlepszych uczennic żeńskiego gimnazjum. Sława jej ojca wyprzedzała jej dobre imię. Otóż Stogowski był znanym w Klerykowie lekarzem wojskowym, ale także karciarzem i hulaką. Mimo iż miał sześcioro dzieci, nie potrafił spoważnieć. Anna była najstarszą z trójki córek, a oprócz ich miał jeszcze trzech synów. Jego żona była Rosjanką, ale z powodu męża i poznania historii Polski stała się zagorzałą polską patriotką. Niestety w wieku trzydziestu kilku lat zmarła na zapalenie płuc, a jej miejsce w domu zajęła najstarsza córka Anna, która miała przezwisko „Biruta”. Opiekowała się całym rodzeństwem i dbała o dom.

Pierwszy raz Marcin zobaczył ją wychodzącą z cerkwi i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Chodził pod jej dom, aby „przypadkowo” spotkać się z nią, ale nie udawało się. Dziewczyna bowiem niewiele wychodziła, bo miała dużo obowiązków. Któregoś razu zobaczył jej wpis do pamiętnika koleżanki. Wyrwał tę kartkę i traktował jak talizman. Właściwie błąkał się po parku w nadziei, że ona tam przyjdzie, bo lubiła siadać na ławce i czytać książkę. Gdy tylko się pojawiała, siadał obok i z zapartym tchem czekał, aż może coś się wydarzy. Nie miał jednak odwagi jej zaczepić. Któregoś dnia jednak to on siedział i uczył się, a ona się dosiadła. Przez jakąś chwilę siedzieli i ich spojrzenia mówiły im wszystko o sobie. Byli szczęśliwi, chociaż nic do siebie nie mówili.

 

Rozdział XVIII

Po zdanej maturze Borowicz pojechał na wakacje do Gawronek. Zastał tam schorowanego ojca. Zajmował się doglądaniem majątku podczas żniw. Przez cały czas myślał o ukochanej Annie i o studiach, które miał podjąć po wakacjach na uniwersytecie w Warszawie. Był wrzesień i Marcin przyjechał na krótko do Klerykowa. W rozmowie z Przepiórowską dowiedział się, iż zamknięto jej stancję, ponieważ była katoliczką. Marcin poszedł pod dom Anny i zobaczył puste okna. Dowiedział się, iż ojciec ukochanej otrzymał lepszą pracę daleko w Rosji i wyjechał z całą rodziną. Chłopak był załamany. Siedział w parku, tam, gdzie patrzył ukochanej w oczy i bardzo wszystko przeżywał. Kiedy tak siedział w zamyśleniu, doszedł do niego Andrzej Radek. Przywitali się, lecz Marcin jakby nic nie słyszał.

 

INTERPRETACJA

“Syzyfowe prace” to jedna z niewielu powieści ukazujących polskie życie szkolne w XIX wieku, gdy Polska znajdowała się pod zaborami. Poznajemy losy jednego z uczniów, Marcina Borowicza, który wyrusza z domu w wieku ośmiu lat w rocznicę wybuchu powstania styczniowego, w roku 1864. Z jego rodzinnej wioski Gawronki do Owczar nie było daleko. Znajdowała się tam Szkoła Początkowa, od której Marcin musiał zacząć swoją edukację. Przez kilka lat uczył się tam czytać i pisać w języku rosyjskim. Kolejną jego szkołą było gimnazjum w Klerykowie, do którego chłopiec zdawał egzamin wstępny. Na jego edukacji bardzo zależało matce Helenie. Była zdania, iż tylko wykształcenie może dać mu szansę na lepszą przyszłość i pracę. Niestety, choroba płuc zabrała ją przedwcześnie i kończąc gimnazjum, Marcin nie mógł cieszyć się wraz z nią swoim szczęściem. Poza ukazaniem losów Marcina Żeromski przedstawił jeszcze szereg innych postaci wartych uwagi.

Drugim wątkiem dzieła jest przedstawienie procesu rusyfikacji w zaborze rosyjskim. Widzimy w powieści, jak traktowany jest przedmiot szkolny “język polski”. Są to lekcje nieobowiązkowe i uczniowie najczęściej nudzą podczas ich trwania. Dodatkowo w gimnazjum nauczyciel języka polskiego skupia się na ukazywaniu wad polskiego społeczeństwa i różnego rodzaju “ciekawostek” szkalujących polskość i religię wyznawaną przez Polaków. Marcin i wielu innych uczniów należą do kółka literackiego w gimnazjum. Podczas tych zajęć kontrolowanych przez inspektora uczniowie pogłębiają wiedzę z języka rosyjskiego. Przełomowym momentem w powieści jest lekcja języka polskiego, podczas której uczeń Bernard Zygier doskonale wyrecytował “Redutę Ordona”, czym wprawił w osłupienie kolegów i nauczyciela Szrettera. Wbrew rusyfikacji uczniowie od tej pory zaczynają interesować się literaturą polską. Organizują się i spotykają na tajnych zebraniach, aby poznawać historię swojego państwa i narodu.

Zaloguj do e_Dziennika

PROJEKT mPotęga

ePUAP

ePUAP

BIP

Kontakt

25-361 Kielce, ul. Szymanowskiego 5
telefony:
- Dyrektor: 41 36-76-088
- Sekretariat: 41 36-76-723
- Fax: 41 36-76-926
Nr rachunku bankowego (TYLKO do opłat za obiady):
88 1050 1461 1000 0090 3132 6805
NOWY nr rachunku bankowego Rady Rodziców (wyłącznie do wpłat na Radę Rodziców):
44 1240 4416 1111 0010 9326 4603
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
sp28.kielce.eu